strach ma wielkie oczęta i
gulą w gardle stoi
wszystko co złe pamięta
własnego oddechu się boi
tak trudno jest go przekonać
że przyszedł tu niepotrzebnie
nikt na niego nie czeka
bo mina każdemu rzednie
Uczmy się cenić chwilę, Bo z nich się składa życie, Szczęście jak skrzydła motyla, Zabłyśnie i zniknie skrycie.
Już odjechały sanie Mikołaja
Wigilijna gwiazda nam świeci
Choinka lśni wystrojona
W kręgu usiadły dzieci.
Na stole potraw dwanaście
Tak jak tradycja każe
I jedno wolne nakrycie
Dla gościa, który może zajrzeć.
Nim się kolacja rozpocznie
Życzenia rozbrzmiewają
Te najgorętsze prosto z serca
Ochroną niech otaczają.
Święta już rozpoczęte
Wszyscy są tacy szczęśliwi
Więc do żłóbka idziemy
Cud narodzin podziwiać.
Nie wszyscy jednak mogą
Świętować z rodzinami,
Ktoś w ciszy wychodzi na dyżur
O nich w święta też pamiętajmy.
Czerwonowłosa dziewczyno,
Z radosnym uśmiechem na twarzy,
Patrzę na ciebie i myślę co jeszcze się wydarzy.
Arbitrem elegancji jesteś dziś w naszym gronie,
Przepiękne fascynatory wykonały twe dłonie.
Dekoratorka i stylistka w tym świetnie się czujesz,
Lecz równie pięknie wiersze interpretujesz.
Strofą wiersza jesteś, płynącą przez niepogodę.
I w każdej chwili dostrzegasz czar dnia.
Lekkim krokiem zatańczysz walczyka,
Choć do tańca kropla deszczu na szybie ci gra.
Czas zatrzymał się dla ciebie.
Młodość w twym sercu została,
Gdy w radosnym kapeluszu
Niczym kolorowy motyl się fruwałaś.
Zamarznięte ziemnia , skry w słońcu błyszczące,
Ośnieżone drzewa wkrótce zimowy zacznie się koncert.
Dla tych co czarne złoto, spod ziemi wydobywali.
Pomimo strachu o życie pod ziemię latami zjeżdżali.
Papież miał swoje kremówki , a górnicy Basię
Na "osłodę życia" niebo w gębie zda się.
Codziennie nad nimi święta Barbara czuwała
By zdrowi powrócili, tam na nich rodzina czekała.
Grudniową piosenkę zanucę,
Grudniową piosenkę zaśpiewam
Słońce tak nisko nad ziemią
Nagie szumią nam drzewa.
Dziś hełmy z głowy zdjęte,
Kilofy w dół odwrócone
To miasto górnictwem stało,
Na mężów czekały żony.
Ucichły echa Barbórki
Śpiewy górnicze przebrzmiały
Dziś tylko opuszczone szyby
I wspomienia zostały
Lecz życie na nic nie czeka,
Kalendarz zmienia datę
Pora na Mikołaja i jego dary bogate.
Daj więc nam dar z serca
To czego wszystkim brakuje,
Miłości i nadziei choć najwięcej kosztuje.
Lubię długie zimowe wieczory,
Śniegiem okrytą ziemię,
I wspomnienia z dzieciństwa,
Czas w pamięci zamknięty.
Zjazdy na sankach, na lodzie piruety,
Ze śmiechem śnieżki się rzucało,
A po powrocie do domu z ciepłą herbatą
Przy piecu się rozgrzewało.
Im bliżej końca miesiąca więcej w domu się dzieje.
Choinki ozdoby prezenty wszyscy na święta czekają.
Nastrój taki podniosły o wszystkim trzeba pamiętać.
Cała rodzina przy stole. Święta, zbliżają się święta.
Rok powoli się kończy, nowe piszemy plany.
Tańce, cekiny muzyka...Sylwester.
Szampańską zabawą do rana Nowy Rok przywitamy.
A po przebudzeniu nic poza datą raczej nie zmieniamy.
Lubię jesień za jej kolory
I grzane wino w długie wieczory
A nawet choć może zabrzmieć to dziwnie
Lubię ja za wiatr hulający w kominie
Koniec października to magii początek
Uczcić Dziady nakazuje słowiański obyczaj
Potem łuny zakwitną nad miejscem zadumy
Tak tak pierwszego przychodzą tam tłumy
Z modlitwą , świeczką czy kwiatem w dłoni
Zjawiają się wszyscy by przez chwilę wspomnieć
O tym że byli nam bliscy chociaż odejść musieli
Że pamiętamy i czas tego nie zmieni.
Dni jak kartki z kalendarza szybko ulatują
Już jest jedenasty i noc podchorążych wiwatuje
Za wolną i niepodległą ile w nich było nadzieji
Nie zastanawiali się czy warto, walczyli ginęli
Jeszcze dobrze nie przebrzmiały tamtej nocy famfary
Odpięli kotyliony przyszedł czas na czary.
Bo przecież listopad ma wieczory długie
Zdało by się przytulić kogoś kogo lubię
A więc dalej wosk na wodę wylewam
Może Andrzej powróży i się pośmiejemy
Będziemy balować z przemożną nadzieją
Że czary się spełnią i smutki rozwieją.
Ból niczym przyjaciel budzi mnie
Pozostając do następnego ranka.
Cicho szepcze przyzwyczaj się,
Dzień beze mnie to niespodzianka.
Ból uświadamia trud istnienia
Każe zdrowie szanować.
Jak często nie myślimy,
Że możemy potem żałować.
Ile to razy mówiłaś - dziś nie bo czasu brakuje
Pamiętaj że trudno naprawić , to co już się zepsuje.
Zdrowie to taka bestyjka, na nic się nie ogląda.
Im dłużej je ignorujesz tym więcej od ciebie żąda.
Zbyt mocno kochałam
Raniąc samą siebie.
Ze szczęścia szalałam
Aż odnalazłam ciebie.
Kocham cię życie , choć czasem
Wyrywasz mi się z rąk.
Zostań tu ze mną,
Nie odchchodź więcej stąd.
Pragnę dostać kilka radosnych lat.
Znowu pokochać ten szalony świat.
Szczęśliwą być nie płakać nocą już.
Uciszyć w sobie zarzewie przyszłych burz.
Jak dobrze , że pada deszcz.
Ludzie w domach pochowali się.
Ja za to dziś , na spacer z myślami
Mogę iść.
Nie patrzy nikt na mą twarz,
Nie zastanawia się czy to łza,
Czy kropla deszczu powoli spływa.
Cisza w koło, cisza prawdziwa.
Zmoknięty liść już nie szeleści,
Nie unosi się radośnie na wietrze.
Na mogiłach przemoczony krzyż,
Modlitwy cicho im szepcze.
Pozwól mi, mieć prawo do błędu nie jestem z kamienia,
Ta rysa to moje serce i niech się nie zmienia.
Diamenty ponoć są wieczne , lecz z moich oczu
Łzy płyną mimowoli , a jak płyną to aż serce boli.
Nie jestem idealna, nic na to nie poradzę.
Czasem jeszcze upadnę i rękę we wrzątek wsadzę.
Zawsze powtarzam sobie - to co już kiedyś słyszałam.
Że zbłądzić to jest normalne i naukę z błędów brałam.
Sztuczna inteligencja ta rzadko się myli,
Duży wybór nam daje - w tej jednej jedynej chwili.
Wszystko jest takie piękne i takie idealne-
Tylko duszy w tym nie ma - żadnej.
Kolorowe liście sfrunęły z drzew,
Jesienne dni sa takie krótkie.
Za chwile wieczór rozpocznie się
W domu jest tak przytulnie
Stłumione światło, muzyka w tle
W kominku iskry żarzą się.
Filmowy amant na ekranie,
Ja nic nie widzę patrzę na nie...
Zakazany owoc słodszy ma smak.
Pożądanie jego podnieca tak.
Myślami go dotykasz by nie spadł liść
Dłoń wyciągasz powoli , ach czy to dziś?
Im dłużej czekasz tym bardziej chcesz.
Natręctwo myśli dopada cię .
I już sam nie wiesz pragniesz czy nie,
Powiedz czy ty boisz go się?
Gdy już go weźmiesz opada mgła
Widzisz że.słodycz cierpki smak ma.
Ułuda prysła i znikł już czar.
Czy grzech łakomstwa był tego wart?
modlitwa szeptana
krzykiem opadających liści
krople deszczu niczym łzy
obmywają rany drzew
barwny dywan okrywa
zmęczoną ziemię
złudzenia i marzenia
spadają odlatując w dal
pozostaje tylko mgła
otulająca ból przemijania
W dawnych czasach
Te ziemię porastał las ,
I we władaniu była Polan.
Gdzie Lech Czech i Rus
Jak jeden brat rządzili dookoła
Bogów też mieli swoich
Potężnych , im się kłaniali.
By dobro w domu zagościło
Dary w ofierze dostawali.
Był Światowid co patrzył
Na świata cztery strony,
I gromowładny Perun,
Był Swarożyc Bóg ognia szalony.
Weles władca zaświatów
U bram Wyraju siedział,
Pilnując snu wiecznego
Bo nie był dla każdego.
W boskim kręgu wraz z nimi
Zasiadła Mokosz - Matką życia
Ją zwano, za płodność i urodzaj
Zawsze jej dziękowano.
Jak liście jesienią ,
Kolorem się mienią
Mażenia i złudzenia.
Czasem się zdarza ,
Coś co nas przeraża... Nie!
Niebo zrównało się z ziemią.
Ile to jeszcze lat ,
Ile to jeszcze chwil ?
Za tobą dawny świat ,
Przed tobą nowe dni.
Nowe marzenia do spełnienia
i nowe obietnice.
Zobaczysz jeszcze i tobie,
Wiersz piękny Jutro napisze.
Dziś innym piszą wiersze.
Wiatr im do ucha rym szepcze
I opowiada o herosach.
Widzisz w lesie jest mgła.
Na polu tańczy dziewczyna bosa.
Wiatr porozwiewał jej włosy,
Przytulił mocno do siebie...
Konik polny skrzypce nastroił.
Gra jej do tańca, gra.
Ach .Pamięć tak boli.
Ten drugi Szostakowicza
Nie dla Anny go pisał.
Walca porwał dziś wiatr,
Gdy w uszach dzwoniła cisza.
Ten walc ach ten walc,
Nucą go liście na drzewach,
Wszędzie muzyka rozbrzmiewa.
Nie słyszysz tego jeszcze ?
Jutro wiersz ci napisze
Może przerwie tą ciszę
Tylko usłysz muzykę
Co na dnie serca gra.
Znakiem doświadczenia
Nieprzespanych nocy
Jest siatka trosk na twarzy
l srebrne włosy.
Ciągle brak ci czasu
Choć masz emeryturę
Inni siedzą w domu
Ty wyruszasz w góry .
Z głową w chmurach chodzisz
Możesz pozwolić już sobie,
Czasem się zastanawiasz
Po co ja to robię.
Nie chcesz tak jak inni
Przy drinku posiedzieć
Idziesz gdzie nie byłaś
Może znajdziesz siebie.
Z leszczynową witką w dłoni
Dziś za szczęściem gonię.
Bo kto jak nie ona
Obroni od ognia , złego ducha i pioruna.
To magiczne drzewo mogło rosnąć w raju
W koło każdej chaty gałązki w ziemię wtykają
W izbie pod połapem i na progu domu,
Gałązki leszczyny chroniły od gromu.
W czasie suszy różdżkarz stary
Źródełko odszuka takie to z leszczyną czary.
Bo woda to życie i obfite plony,
Pełne stodoły i zielone zagony.
Leszczynowa pani urodą zachwyca
Złotymi frędzlami przyozdabia lica
Gdy przeminie letni czas
Dba też o wiewiórki orzechy im da.
Pod stopami Mokoszy
Wciąż odradza się życie
By Ziemia płodną była
Trzeba życie pokochać,
Wymazano imię twoje
Skazano na zapomnienie.
Tak bardzo kobiet się bali ,
Bo w każdej ciebie szukali .
Matką i opiekunką jesteś
Wszystkiego co się narodzi,
Wiesz jak pomóc ,wyleczyć
Lecz umiesz również zaszkodzić
Tak jest na całym świecie.
To matka dzieci opieką otacza
Od chwili urodzenia
Do życia zakończenia.
W płótno losu wpisała
Tryumfy i nadzieję,
Szczodrym dała zwycięstwa
Innym rozgoryczenie.
Lecz kochać to jest za mało
Życie trzeba szanować
Zadbać by po nas zostało
Coś więcej niż tylko słowa.
Wiersz to czasem
Zadumania chwila
Błysk w oku
Mgnienia ulotne
Jak ruch skrzydeł motyla
To modlitwa w stronę słońca skierowana
Bez upiększeń i łez ocierania.
Innym razem można dostrzec w słowie
Śmiech lecz jaki
Kto na to odpowie
Wszak może to być radość
Chwila tryumfu niepowstrzymana
Lub ironia i drwina
Jest jeszcze uśmiech co łzę ukywa
Przed złym okiem zasłania.
Te wszystkie emocje wiersz skrywa.
Co trzeba zrobić , jakich argumentów użyć
by dzieci od starych baśni się odwróciły
Wiarę praojców w kniejach ukryły
I nowym Bogom pokłoniły.
Tak też u Słowian się stało ,
Dziś gusłem tylko się wydaje.
Mokoszy imię zapomniane
Szelestem liści powtarzane.
Matka Ziemia zawsze o swe dzieci dbała .
Obfite plony przynosząc dostatek dawała
Nić losu przędła płótno życia tkała.
Zapomnianą nigdy nie została.
Babie Lato pajęczą przędzie nić,
W gałęziach wiersze plecie.
W złotych kolorach z tobą iść ,
Przywitać pragnę jesień .
Młodość wciąż w sercu Tango gra,
W myślach budujesz lepszy świat,
Choć nieubłagany czas,
Przywiązał ci do nogi głaz .
Coraz wyższe są szczyty gór,
A droga dłuższą się wydaje .
Zadyszka znowu dusi mnie
Lecz dalej z życiem tańczyć chcę.
Ach Babie Lato chwilo trwaj .
Nie kochać cię nie sposób .
W wiersze zaplotłam Nawłoci kwiat
Już złoci się na dywanie z wrzosów.